Jak wynika z raportów, NBP kryzys gospodarczy i pandemia nie zdołały zatrzymać wzrostu cen mieszkań w największych miastach. Najbardziej dramatyczne podwyżki jeśli chodzi o rynek pierwotny odnotowały Kraków (o 13,5 proc.), Zielona Góra (o 12,6 proc.) i Warszawa (o 10,8 proc.).
Wzrost średnich cen w pewnym stopniu wiąże się ze spadkiem sprzedaży tanich mieszkań. Podwyższenie przez banki wymaganego wkładu własnego z 10 do 20% mogło mieć wpływ na spadek zakupów mieszkań przez uboższych klientów, których oszczędności są zbyt małe by dołożyć wymaganą kwotę.
Ceny wzrosły także na rynku wtórnym. Gdzieniegdzie, jak w Zielonej Górze, tylko o 1,7 proc., ale już np. w Szczecinie o 14,3 proc., a w Łodzi aż o 19,2 proc.


Prywatne budownictwo mieszkaniowe nie jest w stanie sprostać wymaganiom rosnącego zapotrzebowania na mieszkania w najszybciej rozwijających się miastach. Jednocześnie sytuację nierzadko pogarsza spekulacja.